Miasto w czasie zarazy

Miasto w czasie zarazy

Miasto w czasie zarazy

Władzę w Warszawie przejmuje burmistrz powietrzny. Niezwłocznie zarządza zbiórkę pieniędzy na jedzenie dla najbiedniejszych. Wzrasta zapotrzebowanie na pracę kopaczy. Jan Kozub, mieszkaniec ulicy Wąski Dunaj, dostrzega postać chorobliwie bladej kobiety, zwanej morową dziewicą. Ludzie barykadują się w domach, okna i drzwi zabijają deskami. Rozlegają słowa się modlitwy „od powietrza, głodu, ognia i wojny …” Do miasta zbliża się zaraza.

Gdy rok temu tworzyliśmy dla aplikacji City Talks spacer „Miasto w czasie zarazy”, pomysł ten wydawał nam się oryginalny i ekscytujący. Chcieliśmy pokazać zapomniane, ale interesujące historie z zamierzchłej przeszłości. Bo zarazy, morowe powietrze, pandemia – to wszystko było dla nas odległe i nierealne …
A tymczasem opustoszałe miasto, zamknięte parki, izolacja w domu – to nasza codzienność od kilku tygodni. Przystosowanie do nowych warunków przychodzi nam z trudem. Nikt z nas nie ma doświadczenia w walce z epidemią. Ale Warszawa przeżyła ich wiele. W przeszłości zarazy nękały miasto bardziej niż napady i grabieże. Dżuma, cholera, ospa wietrzna pustoszyły ulice i siały śmierć. W czasie epidemii dżumy w latach 1707-1711 zmarło prawie 30 tysięcy osób.
Jak zatem bronili się mieszkańcy przed zarazą? Najważniejsza była dobra organizacja. Wyznaczono miejsca do izolacji chorych, rekrutowano do pracy grabarzy oraz osoby, które będą donosić żywność chorym. Zamykano bramy miasta, a nawet budowano wały obronne. Wprowadzano surowe przepisy – np. zakaz handlu zakażonymi ubraniami. Te wszystkie zadania spadały na burmistrza powietrznego – najważniejszą osobę w mieście w czasie zarazy.
Najsłynniejszym włodarzem miasta powołanym do walki z epidemią był Łukasz Drewno, z zawodu aptekarz. To on musiał stawić czoła epidemii dżumy, która nawiedziła miasto w 1624 roku. Był to nie tylko odważny człowiek i świetny organizator, ale także rzetelny dokumentalista tego, co działo się w czasie zarazy. Dzięki niemu zachowały się pisemne relacje. Dom, w którym mieszkał Łukasz Drewno, znajduje się na Rynku Starego Miasta 17.

Jak ujarzmić dżumę? Zamknąć miasto i uszczelnić granice, tak by nawet mysz nie mogła się wślizgnąć. W latach 1621–1624 powstała fortyfikacja, która okalała ówczesną Warszawę. Wzniesiono ją z nakazu króla Zygmunta III Wazy, który obawiał się najazdu tureckiego. W czasie zarazy w 1624 roku wały skutecznie broniły wstępu do miasta osobom, które mogły roznosić chorobę.
150 lat później Wały Zygmuntowskie zostały zastąpione przez Okopy Lubomirskiego. W Rzeczpospolitej znowu szerzyła się zaraza i marszałek koronny Stanisław Lubomirski postanowił chronić miasto przed epidemią budując solidny okop powietrzny, aby móc dokładnie kontrolować, kto przybywa do Warszawy. Długie na 12 km okopy okalały całe ówczesne miasto. Przyjezdni musieli poddać się kwarantannie zanim zostali wpuszczeni. Towary kupieckie przetrzymywano jeszcze dłużej i poddawano dezynfekcji.
W dotkniętym dżumą mieście ważną rolę pełnili kopacze, czyli grabarze. Byli dobrze opłacani i mogli korzystać z przywilejów, ale ich praca była ciężka i szczególnie niebezpieczna. W 1624 roku można było ich poznać po ubraniu. Nosili czarne sukienne żupany lub kapy zdobione białymi krzyżami. Na ulicy Piekarskiej możemy natknąć na tzw. „dom kopacki”, budynek, w którym mieszkali grabarze. W czasie zagrożenia epidemiologicznego mogli liczyć na żywność, lekarstwa, ubrania, byli sowicie wynagradzani, a nawet otrzymywali gorzałkę.
Miasto w czasie epidemii miało wygląd apokaliptyczny. Zmarłych chowano na cmentarzach morowych, znajdowały się ono przeważnie w pobliżu kościołów lub szpitali. Jeden z nich mieścił się na ulicy Długiej przy nieistniejącym już kościele i szpitalu św. Trójcy. Dostępu do tych miejsc strzegli strażnicy. Ciała zmarłych grabarze przenosili na specjalnych nosidłach, czasem używano też zaprzężonych wozów.

Wspomniany już wcześniej burmistrz powietrzny, Łukasz Drewno nakazał bezwzględną izolację chorych. Specjalna strefa izolacyjna powstała na Wyspie Polkowskiej. Wzniesiono tam siedem drewnianych budynków. Za budowę odpowiadała rodzina Orlemusów, która przybyła do Warszawy na początku XVII wieku i zajęła się uprawą ziemi na terenie dzikiej wówczas Kępy Kawczej na rzece. Zarażeni znajdowali się pod opieką zakonników ze szpitala św. Ducha.
Chorych separowano także w szopie zbudowanej przy szpitalu św. Łazarza na ulicy Mostowej. Początki tego nieistniejącego już szpitala sięgają końca XVI wieku. Powstał z inicjatywy Piotra Skargi i miał służyć chorym na choroby weneryczne oraz trąd, a więc otaczał opieką „gnojników, to jest w gnoju porzuconych chorych”. Leczyli się tu przede wszystkim najubożsi mieszkańcy Warszawy. W czasie epidemii w szpitalu wyjątkowo dbano o podniesienie warunków sanitarnych, izolowano zakażonych pacjentów, wszystkim podopiecznym zapewniano częste kąpiele, a izby były regularnie wietrzone.
Kto miał taką możliwość opuszczał zagrożone epidemią miasto, bogatsi dworzanie, mieszczanie uciekali, póki jeszcze było to możliwe. Lecz nie każdy miał dokąd uciec. W czasie epidemii czarnej ospy, która nawiedziła Warszawę w 1677 roku, nadworny architekt, Józef Szymon Bellotti, zamknął się w domu i w napięciu obserwował sytuację. Czując oddech śmierci na karku, złożył przysięgę, że jeśli przeżyje zarazę, ufunduje figurkę ku czci Matki Boski. Architekt przeżył, figurka powstała i do dziś możemy ją podziwiać – jest to figura Matki Boskiej Passawskiej na Krakowskim Przedmieściu.

Sparaliżowana strachem społeczność łatwo ulegała przesądom i zabobonom. Wierzono, że nadejście zarazy zwiastuje tzw. morowa dziewica. Była to rzekomo chorobliwie blada i chuda kobieta w białych szatach, która przechadzała się po bezdrożach. Gdy napotkała zbłąkanego człowieka wskakiwała mu na plecy i kazała prowadzić się do miasta. Wędrując machała zakrwawioną chustą, siejąc śmierć. Na początku XVIII wieku podobną zjawę w wodach Wisły ujrzał Jan Kozub mieszkaniec ulicy Wąski Dunaj. Nikt mu nie wierzył, bo Kozub więcej czasu niż w domu spędzał w karczmie. A jednak, jak głosi miejska legenda, kilka dni później Kozub umarł, a do miasta dotarła dżuma.
Jakie żniwo zbierały pandemie? Przede wszystkim destabilizowały funkcjonowania miasta. Najwięcej ofiar zbierały wśród biedoty. Ciała nędzarzy znajdowano wszędzie – na ulicach i w podmiejskich polach. To właśnie nędzarzy uważano często za roznosicieli zarazy. Poza tym winę za sprowadzenie nieszczęścia przypisywano prostytutkom, dlatego, gdy nadchodziło zagrożenie epidemiologiczne, wypędzano je z miasta. Podejrzliwie patrzono też na kupców.
Jeśli chcesz poznać więcej faktów na temat Warszawy dotkniętej morowym powietrzem, zapraszamy na spacer City Talks „Miasto w czasie zarazy”. Możesz zwiedzać wirtualnie, a gdy minie czas obecnego zagrożenia epidemiologicznego, wybrać się na spacer miejski, by lepiej i głębiej poznać fascynującą przeszłość Warszawy!

0
  • 0